Moja ulica -Wspomnienia z dzieciństwa

Z małego miasta piękne sny – Gromadzą się na twoich ulicach – Pamiętam, bardzo chciałem tu być – Na pewno dużo bardziej niż dzisiaj    Dawid Podsiadło

Ulica w moim miasteczku  – nigdy nie wiadomo, co wywoła wspomnienia  – piosenka o małym miasteczku, SMS od kolegi z miasteczka, serial TV czy zdjęcie. Na pewno kilka takich elementów może  uruchomić domino wspomnień:  Moja ulica: Górna, Młyńska, Bielnikowa. Tym chętniej wraca się do tych nazw, jeśli kojarzą się z dobrym dzieciństwem, które obecnie wygląda jak bajka dla dzieci. Nie może  być inaczej skoro uliczki pojawiają się w filmie, w książce, w piosence, w radio i we wspomnieniach.

Ulica Młyńska

Wędrując po działdowskim Facebooku, natknęłam się na moją ulicę. Dokładnie to nie była moja ulica  Górna, tylko ta za rogiem, Młyńska. Tak naprawdę to ulicę wywołałam swoim wspomnieniem o rzece mojego dzieciństwa patriotycznie nazywanej Działdówką. Na mapie nosi nazwę Wkra. Na mój post odpowiedziała między innymi Elżbieta Zakrzewska. Przytoczyła obszerny fragment swojej książki dotyczący sposobu, w jakim spędzało się czas nad rzeką. Kiedy zobaczyłam zdjęcie okładki, wróciły wspomnienia i zdziwienie, że ktoś mógł opisać tak niepozorną ulicę i wydać książkę. Książka nie była do kupienie, ponieważ autorka wydała ją w niewielkim nakładzie i rozdała znajomym. Tylko jeden egzemplarz  przekazała do miejskiej biblioteki i tylko tam można ją przeczytać.

Ulica wspomnień

Moje wspomnienia biegły jakby dwutorowo. Pierwsze  wyszukiwały  fakty z najwcześniejszego dzieciństwa – na przykład pożar kamienicy przy ulicy Młyńskiej. Patrzyłam na płonący budynek z okna mojego domu, a jednocześnie słyszałam krzyki i tupot w korytarzu.  Ludzie znosili na nasze podwórko rzeczy z palącego się domu. Inna sytuacja – ślub i dźwięk tłuczonego szkła. W przeddzień ślubu dzieciaki tłukły szkło przed domem panny młodej, a ona dawała im cukierki. A drugie wspomnienie pochodzi z czasów późniejszych. Kilkakrotnie wracałam do mojego miasteczka i odwiedzałam moją Górną. Raz wybrałam się na samotny spacer pobliskimi uliczkami. Pamiętam dokładnie moment, gdy  stanęłam zaskoczona. Niby mniej więcej znałam okolicę i budynki, ale ten jeden wzbudził wyjątkową refleksję. Nie wyglądał na budynek mieszkalny, raczej coś w rodzaju spichlerza, ale sądząc po grubości murów mógł pochodzić sprzed wieków. Może nawet pamiętał czasy krzyżaków?  Dziwiłam się, jak mogłam kiedyś nie docenić jego urody. Teraz okazało się, że ktoś napisał książkę o ulicy Młyńskiej , a ja nie mogę jej przeczytać.

Autorka Młyńskiej

W międzyczasie poznałam nieco autorkę na fanpagu.  Jest obecnie emerytowaną bibliotekarką. Czytałam  inną pozycję tej autorki. Jest to fikcja zmieszana z odrobiną historii. Dla mieszkańców, którzy interesują się dziejami miasteczka, to świetna lektura. Znalazłam też w Internecie powiastkę dla dzieci napisaną przez Elżbietę Zakrzewską.  Wiedząc, że pani Elżbieta jest pisarką,  zwróciłam się do niej o napisanie opowiadania o sznece, na co pozytywnie zareagowała. Obiecała, że napisze, kiedy  skończy obecną pracę. Jak się okazuje teraz pisze powieść kryminalną, a miejscem akcji jest oczywiście nasze miasto.

Mieszanka wirtualnego z rzeczywistym

Natomiast szansa na poznanie książki  „Moja Młyńska” wzrosła ostatnio. Pani Elżbieta ogłosiła na fanpagu, że udzieli wywiadu lokalnemu radiu, ponieważ jej książka o ulicy Młyńskiej będzie czytana przez kolejne wieczory w Radio 7. Nawet nie wiedziałam, że takie istnieje.  Początkowo myślałam, że nie mam szans usłyszeć, ale  od czego jest Internet? Szukajcie a znajdziecie.  Co więcej, najpierw towarzyszyłam komentarzami pani Elżbiecie przed jej wywiadem w radiu.  To nieco nierealne. Właściwie nie znam kobiety. Minęłyśmy się o dobrą dekadę, a w dzieciństwie to nieprzekraczalna granica. A teraz siedzę na drugim końcu Polski i naprawdę dodaję jej otuchy na Facebooku, a ona mi odpowiada. Chwilę później słyszę ją w tym Radio 7.  Mówi bardzo przyjemnie, w ogóle nie czuć zdenerwowania. Widać, że osoba przywykła występować publicznie i ma łatwość słowa. Z czystym sumieniem mogłam jej później pogratulować. I znowu- zaraz po audycji piszę do niej na Facebooku, a ona odpowiada. Rzeczywistość czy fikcja?

Bajka na dobranoc

A o 22:50 !!! w łączyłam Radio 7, żeby posłuchać  „Mojej Młyńskiej”. Czytała lektorka. Początkowo nie podobał mi się jej głos. Ma w sobie coś z dziecięcości i takie wibracje, które kojarzą mi się z francuskim „r”. W miarę słuchania  mniej uwagi zwracałam na głos. Pochłonęła mnie treść. Bo ja już nie słuchałam. Ja tam byłam! Na obrazy wywołane przez panią Elżbietę nakładały się moje własne zapamiętane z dzieciństwa. One tkwią w mojej pamięci. Pani Elżbieta swoje wspomnienia utrwaliła  słowem. Moje odejdą wraz ze mną. Jej pozostaną na długo, nawet  gdy dawno nie będzie mieszkańców ulicy Młyńskiej. Nawet kiedy  będą czytać to ludzie, którzy nigdy nie mieszkali w takim miasteczku, w takich czasach. A wszystko to napisane prostym językiem, bez udziwnień. Najbliższe skojarzenie – Bajki z mchu i paproci. Słodkie, dobre  i niewinne. Wzmacniające.

Moja ulica Bielnikowa – realne i nierealne domy

Słuchałam jak autorka opisuje mieszkanie swojej koleżanki na sąsiedniej ulicy Bielnikowej. A ja razem z nią wracam do tego mieszkania z mojego dzieciństwa. Tak naprawdę to są moje dwa różne mieszkania. Jedno „cioci” Janeczki – koleżanki mojej niani. Mogłam wtedy mieć cztery lata. Janeczka wychodziła za mąż, więc to był dla niej okres bardzo radosny. Obie kobiety przebierały mnie za pannę młodą – z „welonem” na głowie i jakimś jej  kuzynkiem, a moim równolatkiem, mieliśmy udawać, że  idziemy do ołtarza. Pamiętam też łóżko małżeńskie, kilim i święte obrazki a nade wszystko mirtowy wianek zawieszony pod krzyżem. W tym uschniętym wianku było coś magicznego, bo obie kobiety uśmiechały się tajemniczo, gdy o nim mówiły.

Inny obrazek to pokój kolegi, powiedzmy W., bo imienia nie pamiętam. Dom na tej samej ulicy, co mieszkanie „cioci” Janeczki. Weszliśmy tam grupą. Chyba zbieraliśmy pieniądze na kwiaty dla naszego wychowawcy Lucka, więc musiało to być w styczniu. Z sieni prowadziły strome schody do małego pokoiku na poddaszu. Bardzo mi się to podobało. Jego koledzy mogli wchodzić i wychodzi bez meldowania się rodzicom. Poza tym W. miał swój własny mały pokój! Chyba jedyny z naszej klasy.

A trzeci raz to współczesny  serial telewizyjny „Więzy krwi” z 2001 roku. Siedząc przed ekranem, wchodziłam do  znanego mi domu, chociaż  serialowe miasteczko nazywało się SOBOTA. Szybko odkryłam, że  główna akcja działa się na ulicy Bielnikowej.  W jednym z tych domów!

Pozytywne emocje  a reklama

Pani Elżbieta opisała, a właściwie odmalowała dom na tej ulicy, właśnie taki jaki znałam osobiście. Jej powieść przenosiła mnie w czasie. Może dla rasowego krytyka to za mało. Może nisko oceni tę  powieść pod różnymi względami. Dla mnie to niezwykle wartościowa lektura, bo obudziła wiele emocji i to tych pozytywnych. Dlatego poddałam pomysł wznowienia książki „Moja Młyńska” . Ze względów osobistych orientuję się, że nakład mógłby być niewystarczający, aby zwrócić koszty druku.  Jest to jednak bezcenna pozycja w pozytywnej promocji miasta, dlatego miasto powinno partycypować w kosztach. Czy tak się stanie? Zobaczymy.