Jaskinia i wąwóz Kakoperato na Samos
Jaskinia Kakoperato i Pitagorasa
Jaskinia i wąwóz Kakoperato nie istniały w mojej świadomości. Nie wiedziałam nawet, że znany w matematycznym świecie filozof Pitagoras zajmował się pewnymi zagadnieniami matematycznymi, które były objęte klauzulą nauk tajemnych. Podobno musiał ukrywać się w jaskini w obawie o swoje życie, a przynajmniej tak głosi legenda. Jaskinia Pitagorasa to jednak nie Kakoperato. Do tej pierwszej mogą turyści dojechać dość blisko samochodem. Jak się później okazało, my mieliśmy bardziej ambitne wyzwanie. Drugi dzień wyprawy Śladami Pitagorasa: Wąwóz Kakoperato i Lunch w Antonakak.
Ewa z Giorgos chcieli chyba przetestować naszą wytrzymałość. W programie wycieczki na Samos było napisane : Jeep Safari i największy na Samos wąwóz Kakoperato. Następnie lunch w najwyżej położonej na Samos wiosce. Żadne z tych słów nie przygotowało mnie na doświadczenia tego dnia.

Wąwóz jak z bajki
Wyruszyliśmy z Karlovassi zwykłym vanem , by wkrótce zmienić środek lokomocji na bardziej ekstremalny. Safari i jeep kojarzyły mi się z szaloną jazdą, toteż tego oczekiwałam, gdy wsiadaliśmy do jeepa, który na nas czekał na skraju lasu. Naszym przewodnikiem był Evangelis . Ku mojemu zaskoczeniu jeep jechał powoli, za to droga była bardzo wyboista i kręta. W rezultacie kolejną część safari odbyliśmy pieszo a do zdobycia była jaskinia i wąwóz Kakoperato. Nasz przewodnik poprowadził nas do miejsca , gdzie widoki zapierały dech. Przed nami błękitne morze, za nami wysokie góry w połowie pokryte lasami. Wdrapując się po głazach (przynajmniej ja), mogliśmy rzucić okiem na ekskluzywną plażę dla celebrytów. Bywają tam największe gwiazdy, ale nas czekało inne wyzwanie-. Mijaliśmy drzewa oliwne, które rosły przy drodze jak nasze wierzby. Widzieliśmy też prawdziwe kasztany z bardzo kłującymi kolcami i mnóstwo ziół. Za to nie widzieliśmy lisów, szakali, skorpionów i kameleonów, chociaż jednego zobaczyłam później.
Babcie jak kameleony
Po jeszcze większych wertepach dojechaliśmy do kapliczki, gdzie Evangelis wyjaśnił zasady bezpieczeństwa. I ruszyliśmy pieszo, a droga stawała się coraz bardziej wyboista. W pewnym momencie zapytałam dokąd zmierzamy, na co młody człowiek wskazał dwie figurki. Daleko na horyzoncie pośrodku ogromnej ściany skalnej poruszały się dwie osoby. Nie mogłam uwierzyć, że i my mamy tam dojść. Od kiedy to normalne babcie wspinają się po ścianach jak kameleony? Niestety, odwrotu nie było i musiałam ratować honor babć, które nie tylko szydełkują i pieką ciasta, ale dają radę chodzić po górach. Drepcząc wąską ścieżką, którą czasami od głębokiej przepaści oddzielała niebieska metalowa barierka, podziwiałam ludzi, którzy je zainstalowali. Mnie było ciężko iść, a oni musieli wnieść żelastwo i cement! Wielką przeszkodą okazały się ostatnie stopnie, które sięgały mi powyżej kolan. Nie było rady, trzeba było wdrapywać się na czworakach. A i tak byłam z siebie dumna, ponieważ Holenderka z naszej grupy nie zdołała wejść.
Tuż przed metą
Czasami jedno zdanie może wiele powiedzieć o człowieku i o związku. Evangelis często dopytywał się czy wszystko w porządku. Pytał pewnie wszystkich, chociaż szczególnie tych, którzy zostawali w tyle. Spodobała mi się szczególnie odpowiedź męża owej pani – Jeśli u niej jest wszystko w porządku, to u mnie też.- Czyli jej dobre samopoczucie warunkowało jego, co udowodnił, kiedy pojawiły się owe głazy do wdrapywania zamiast schodów. Mimo młodego wieku nasz przewodnik zachował się mądrze i nie pozwolił podnosić owej pani. W jej sytuacji zdrowie było ważniejsze niż poddanie się tuż przed metą i nie osiągnięcie celu, czyli jaskini Kakoperato. W samej jaskini znajdowała się kapliczka, której wnętrze pogrążone było w kompletnym mroku. Zobaczyłam ją dopiero, kiedy zrobiłam nocne zdjęcia. Poza kapliczką dno jaskini gwałtownie obniżało się, chociaż były tam schody prowadzące do … No tego niestety nie wiem. Pewno mnich, który tam kiedyś mieszkał, schodził po wodę.
Jaskinia Kakoperato
Jaskinia Kakoperato była wyjątkowa pod względem możliwości dotarcia do niej. Przedsmakiem każdej jaskini jest Smocza Jama w Krakowie. Zna ją każde polskie dziecko przynajmniej z bajki. Drugą bliską sercu jaskinią jest Kaplica św. Kingi w Wieliczce, gdzie odbyła się rodzinna ceremonia ślubna. Jaskinię, którą zwiedziałam w Czechach przy okazji Projektu Comeniusa, wspominam jako cudowną grę światła i muzyki. Kakoperato jako jaskinia jest może mniej efektowna dla zwykłego turysty, natomiast jej otoczenie jest niesamowite. W Krakowie czy w Wieliczce wychodzisz z podziemia w tłum ludzi. Natomiast samo dojście do Kakoperate zabiera o wiele więcej czasu niż podobny dystans na drodze. Poza tym żadne (moje!) zdjęcie nie oddaje ogromu wąwozu. Masz momenty, kiedy możesz rozglądnąć się po magicznej okolicy, ale przede wszystkim musisz patrzeć pod nogi. Kamera nie uchwyciła ani głębokości, ani odległości. Oprócz tego jaskinia i wąwóz Kakoperato wymagał pewnej sprawności, co pokazał przykład naszej niefortunnej towarzyszki .
Trzeba przyznać – piękne widoki i piękne miejsca.
Gdzie ciebie poniosło! Taka wyprawa. Nie dałabym rady i to ze względu na wysokości.
Gratulacje!
Powiem tak, dla takich widoków weszłabym chyba jeszcze wyżej! 😉
Podziwiam Twoją kondycję, dałaś radę! Obroniłaś honor babć! 🙂
No przecudne są te widoki!
Jako babcia -dziękuję!
No Teo – szacun:) powiedziałaby młodzież. Jako już nie-młodzież powiem poważniej, że bardzo podziwiam Twoje i Józefa górskie poczynania. Jak Wasze samopoczucie po zejściu i następnego dnia? Moje kolano zeszłoroczne wyczyny na Sierra Nevada pamiętało z pół roku – po każdym większym wysiłku objawialo się to bólem.
Ale trzeba przyznać, że widoki z wąwozu piękne i nic nie jest w stanie ich przyćmić – warto było.
Tosiu, o dziwo kolano wszystko wytrzymało. Nic mnie nie bolało. Czułam sie wspaniale. Chyba wcześniejsze treningi na bieżni pomogły.