Wrocław a Kraina Czarów czyli Wonderland

Wrocław wiąże się dla mnie z osobistą historią, którą trudno byłoby wymyśleć. Jak to się stało, że budzące uśmieszek pobłażania hobby zaprowadziło mnie na strony gazety?  Tak bywa, gdy wchodzi się do Krainy Czarów. Nie można tego robić bezkarnie, ponieważ istnieje możliwość uzależnienia. Niespodziewanie tworzy się zbieg okoliczności i wynikają  dziwne konsekwencje . Prawie dwadzieścia lat temu nie miałam pojęcia, co to jest Europejska Stolica Kultury, ale zaintrygowało mnie pytanie w Wyborczej czy znam jakąś  sławną osobę, która kiedyś odwiedziła Wrocław.   Teraz wiem, że miasto walczyło o prestiż i wielkie pieniądze. Swego czasu Grecja, kolebka kultury europejskiej, postawiła właśnie na kulturę jako czynnik głębszego zintegrowania Europejczyków. Miasto , które otrzymuje tytuł Europejska Stolica Kultury, musi promować własną kulturę, współpracę międzynarodową i akcentować wartości europejskie – żeby ująć cele najkrócej. W zamian dostaje na to  czas i pieniądze. Nic dziwnego, że Wrocław korzystał z każdej  podpowiedzi związanej z kulturą.

Znikający tekst jak uśmiech Chesire cat

Kraina Czarów, a dokładnie jej autor, to pierwsze, co mi wówczas przyszło na myśl. Właśnie skończyłam czytać  Lewis Carroll’s Diaries (Dzienniki Lewisa Carrolla), gdzie w tomie piątym znajdują się zapiski o wizycie w Breslau, czyli Wrocławiu.  Skoro był apel dotyczący wizyt sławnych osób, zapytałam dziennikarkę czy wie, że w ich mieście był Lewis Carroll. Nie wiedziała. Pani Beata Maciejewska poprosiła mnie o więcej informacji  i w rezultacie o przetłumaczenie fragmentów dotyczących tej wizyty. Materiał był potrzebny na już, ponieważ miał się ukazać  6 grudnia w Mikołajki, trochę na zasadzie skojarzenia, że Alicja jest bajką dla dzieci. Nie bardzo miałam czas, ale późnym wieczorem zabrałam się za tłumaczenie. Wyobraź sobie jaką miałam minę, gdy nacisnęłam „enter”, a mój tekst zniknął. (W roku 2002  tekst nie zapisywał się  automatycznie.)  Kiedy kończyłam ponowne tłumaczenie, było już po trzeciej w nocy i prawdę mówiąc, czułam się jak Alicja.

Ja  . . .  ja właściwie nie wiem kim jestem (kończąc tekst) … wiem kim byłam  dziś rano, kiedy wstałam z łóżka, ale od tego czas wiele razy się zmieniłam…

Wrocław i „Złota Gęś”

Artykuł „I wesoło i  hucznie” wrocławskiej dziennikarki  Beaty Maciejewskiej uzupełnił przetłumaczone przez mnie informacje. Dla mnie samej było to bardzo ciekawe. 29 sierpnia 1867 roku Dodgson (Lewis Carroll ) zanotował w Dzienniku:

Złota Gęś, hotel, w którym zatrzymaliśmy się, okazał się jeśli nie gęsią znoszącą złote jajka, to z pewnością wartą „złotej opinii wszystkich ludzi”. 

Jego towarzysz podróży dodał, że pokoje były znaczniej bardziej komfortowe niż w Warszawie. W Złotej Gęsi, eleganckim  wrocławskim hotelu,  zatrzymywali się  wybitni goście. Była tam znakomita kuchnia, a polscy panowie tracili majątki, sypiąc talarami, aby wywrzeć wrażenie. Właściciel i kelnerzy byli zachwyceni. Charakterystyczne polskie „ Zastaw się a postaw”  skutkowało pozbywaniem się ziemi na rzecz niemieckich osadników. Niestety, wojna zmiotła hotel „Złota Gęś”, w którym po raz pierwszy we Wrocławiu zapalono lampy gazowe. Obecnie „Złotą Gęś” można oglądać tylko na starych fotografiach, za to Kraina  Czarów pojawia się w restauracji Czarymary Restaurant .

Wrocławskie kościoły

Wrocław to także kościoły, które zwiedzali  Dodgson i Liddon, jego towarzysz podróży z wiktoriańskiej Anglii do Rosji. Autor Alicji  zapisał :

„Przeznaczyliśmy ranek, słoneczny i pachnący balsamicznym powietrzem, na spacer po pięknym starym mieście i zwiedzanie kościołów, zwracających głównie uwagę pięknymi proporcjami…”

Obaj Anglicy oglądali kościoły:  św. Marię Magdalenę, św. Dorotę i św. Elżbietę

„gdzie wspięliśmy się z wielkim trudem na najwyższą wieżę w Prusach, co wynagrodził nam wspaniały widok na miasto  z wijącą się Odrą.”

Kiedy w grudniową noc 2002 roku tłumaczyłam  wrocławskie fragmenty  Dzienników, nie znałam żadnego z tych kościołów. Dopiero z artykułu Beaty Maciejewskiej dowiedziałam się  interesujących szczegółów, jak na przykład   o moście łączącym wieże kościoła św. Marii Magdaleny. Trudno  było wyobrazić sobie taki kościół, a jednak gdy zobaczyłam go  w 2020 wiedziałam , że to w tym kościele był angielski matematyk Charles Lutwidge Dodgson, który jako Lewis Carroll dwa lata wcześniej wydał Alicję w krainie czarów.

Kraina Czarów czy przypadkowy zbieg okoliczności?

Prawdę mówiąc, wołałbym mieć bardziej prestiżowe hobby niż bajkę dla dzieci. Nie mogę jednak pozbyć się uczucia, że to ode mnie nie zależy. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że dzięki prozaicznej sugestii dotyczącej pobytu Carrolla w Breslau, znalazłam się w artykule w  Wyborczej w 2002 roku? Powiedzmy, że  to jeszcze jest jakoś zrozumiałe. Byłam chyba jedyną osobą w Polsce, która w tym czasie miała Dziennik  Carrolla i mogła dostarczyć dziennikarce wiarygodnych wiadomości. Trudniej wytłumaczyć dlaczego osiemnaście lat później zwrócił się do mnie z konkretnymi pytaniami  dziennikarz portalu informacyjnego tuWrocław. Pytania dotyczyły pobytu Lewisa Carrolla we Wrocławiu. Napisałam, co wiedziałam i sprawa dla mnie była zakończona; nie dostałam jakiejś informacji zwrotnej. Dopiero pół roku później, pisząc ten post  po pobycie we Wrocławiu, natknęłam się na podane przez siebie wcześniej informacje. Michał Hernes wykorzystał je w artykule: „ Autor „Alicji w krainie czarów” odwiedził Wrocław.” I jak tu grymasić i nie wierzyć w czary?

A jak jest u Ciebie? Czy jest jakaś książka lub bohaterka, która plącze się Ci przez całe życie? Czy jest coś, co Cię zaskoczyło i to trwa aż do dziś? Jak wygląda  Twoja Kraina Czarów?