Buduj dobre wspomnienia, bo warto
Dobre wspomnienia są nieraz więcej warte niż dobra materialne. Jeśli sami się do tego nie przyczynimy, możemy kiedyś stwierdzić: – Nie znam swoich dziadków, kuzynów. Nie pytałem, nie mówili… Właściwie nic ciekawego się nie działo. – Tymczasem budowanie wspomnień może być świetną zabawą.
Wspomnienia taty
„Buduj wspomnienia” pochodzi z książki GROWING STRONG IN THE SEASON OF LIFE. Zapamiętałam ten rozdział w postaci obrazu. Gdzieś na drodze do Kalifornii stoi mężczyzna z wyciągniętą ręką właśnie wtedy , gdy nadjeżdża kamper pełen dzieci prowadzony przez mamę. -Spójrzcie! Ten gość wygląda jak …TATA! To cud, że samochód nie stoczył się do rowu lub , że ktoś nie dostał zawału. Dlaczego? Dlatego, że rodzina wyjechała na wakacje bez ojca. Niestety musiał zostać w pracy. Za to zaplanował całą wakacyjną podróż rodziny, co do miejsca, dnia a nawet godziny. W tamtej pamiętnej chwili wszyscy w wozie byli przekonani, że ich mąż i ojciec ciężko pracuje w biurze tysiace kilometrów od miejsca, gdzie oni się znajdowali. Tymczasem pomysłowy tata najpierw przeleciał samolotem a potem skorzystał z podwózki. Znając doskonale rozpiskę trasy, którą sam zresztą przygotował, stanął przed jadącym kamperem z uniesionym kciukiem. Zaskoczenie było totalne.
Tata zrobił to, aby po latach jego bliscy wspominali go, że był zabawny! Zwykle dzieci pamiętają gderanie rodziców – Zgaś światło… posprzątaj… wynieś śmieci… nie mam czasu… ile to kosztuje…. Ten tata chciał świadomie zbudować miłe wspomnienia. Udało mu się podwójnie. Nie wiem, na ile historyjka jest prawdziwa. Być może zdarzyło się to w jakieś rodzinie. Natomiast i mnie zapadła w pamięć, skoro po wielu latach z łatwością wywołałam obraz drogi, pędzącego kampera pełnego dzieci i taty stojącego na uboczu z kciukiem do góry. Nawet wyobraźnie podsunęła mi te dzikie wrzaski jakie wtedy musiała wydać cała rodzina!
Dobre wspomnienia i relacje
Podobna sytuacja miała miejsce i w mojej rodzinie. W zeszłym roku mama podróżowała po europejskich stolicach z 11-letnim synem. To była fantastyczna podróż, ponieważ w każdym mieście zwiedzali jakiś obiekt historyczny, ciekawy architektonicznie budynek , miejsce związane z zainteresowaniami chłopca lub relaksowali się. W każdym mieście próbowali też lokalnym potraw, chociaż w przypadku chłopca była to pizza po węgiersku, po wiedeńsku lub po czesku odpowiednio do stolicy kraju w którym byli. Wszystkie te atrakcje przebiło jednak nieoczekiwane spotkanie z tatą w Berlinie. Może nie było takich okrzyków radości jak w Kalifornii, ale syn był naprawdę zaskoczony i wzruszony. No i trochę inaczej niż z kochaną oczywiście mamą zwiedzało się muzeum szpiegostwa w Berlinie.
Dobra zabawa – miłe wspomnienia
Obaj ojcowie zaplanowali swoje nagłe pojawienie się w miejscu, w których ich dzieci nie spodziewały się. W życiu nie zawsze wszystko planujemy, ale dobrze jest stworzyć jakieś rodzinne wydarzenie, które będzie wspominane po latach. Nawet jeśli nie tworzymy je celem upamiętnienia. Podczas niedawnej rodzinnej uroczystości wystąpiliśmy z mężem jako bohaterowie „familiady”. 26 członków rodziny zostało wcześniej przepytanych i na tej podstawie przygotowano odpowiedzi. W ten sposób dowiedzieliśmy się całkiem sporo jak pamięta nas rodzina.
Co pamiętają nasi bliscy
Mogłam domyślać się, że będę kojarzona z „Alicją w krainie czarów” czy tortem orzechowym, ale tort szwedzki był podawany w naszym domu wieki temu. A mimo to kilku członkom rodziny zapadł w pamięć. Tak naprawdę, to nie jest tort w polskim rozumieniu; właściwie zawierał prawie wszystko, co typowa polska sałatka. Różnica była tylko w opakowaniu i można kroić go jak tort. Z kolei tort orzechowy został tak polubiony przez rodzinnych smakoszy, że nie przebija go obecnie nawet sernik chałwowy. Natomiast na pytanie jakie zwierzęta można zobaczyć z naszego okna , „zawodnicy” familiady odpowiadali zgodnie z prawdą, że wiewiórki, zające, sarny, jeże. Zaskoczeniem był dzik! W środku miasta, w ogrodzonym ogrodzie buszujący o szóstej rano dzik! Autentyczna historia, ale na tyle egzotyczna, że powtarzana wiele razy utkwiła w pamięci.
Wszystko jednak przebiło wspomnienie rodzinnej wigilii. Na początku lat osiemdziesiątych mimo, że były to ciężkie czasy dla pani domu, postanowiliśmy zorganizować rodzinną wigilię. Rodziny podzieliły się daniami, ponieważ w grę wchodziły też dania podawane tradycyjnie w domach współmałżonków. Przy pięciu stołach zasiadło ponad trzydzieści osób. W dodatku przyszedł prawdziwy święty Mikołaj w biskupim stroju a nie jego komercyjny naśladowca. Twardo stawiał też warunki – wierszyk albo piosenka za prezent. Nie tylko dzieci, ale i dziadkowie musieli się artystycznie zaprezentować. No i różnym opowieściom nie było końca. Potem nastąpiły kolejne wigilie (nawet w hotelach), jednakże żadnej nie towarzyszyła tamta atmosfera prawdziwie rodzinnych świąt. I chociaż w trakcie organizacji było sporo kłopotów, to okazało się, że warto budować dobre wspomnienia. Każda osoba, która brała udział w uroczystości, doceniła to wydarzenie.
Jak zapamiętamy to miejsce
Charles R. Swindoll na zakończenie rozdziału o budowaniu wspomnień zaleca , aby wyciągnąć aparat fotograficzny, zrobić kilka dobrych zdjęć osobie, którą lubisz i stworzyć dla niej miniscrap book – album z wycinkami. Z okazji naszej uroczystości jedna z młodszych par wpadła na pomysł z aparatem natychmiast wywołującym zdjęcia zamiast popularnej obecnie foto-budkę. Znając doskonale prawie wszystkich uczestników, przygotowali także album z odpowiednimi pytaniami bądź początkami zdań, które trzeba było dokończyć. W ten sposób zbudowali kolejne dobre wspomnienie.
Zdjęcie przedstawia typową w obecnych czasach salę przyjęć. Można tam zjeść też typowy obiad i …zapomnieć. Dlaczego nie warto przygotować takiego wydarzenia, o którym będzie opowiadało się kolejnym pokoleniom?
Przygotowuję właśnie dla moich dorosłych już dzieci albumy ze zdjęciami. Może gdy im już je dam, będzie to dobra okazja do wspomnień. Jestem ciekawa jak niektóre sytuacje oni pamiętają.
Lubię wspominać. Starość mnie jednak chyba jeszcze nie dopadła bo mam i marzenia. Teraz na przykład marzę, żeby zorganizować jakiś fantastyczny wyjazd dla mojej rodziny albo szalone przyjęcie.
I to Twoja wina Danusiu 🙂
Możesz mi wierzyć Izabelo, że szalone przyjęcie, to będzie to, co Twoja rodzina będzie wspominać po latach.
O kurcze, to ja jestem już staruszką bo zamieniłam marzenia na wspomnienia. I ciągle żyję wspomnieniami.
Zaraz, zaraz, a dzieci? Nie masz żadnych marzeń dotyczących Twoich fantastycznych dzieci?
Masz rację, czasem wydaje nam się, że robimy coś zupełnie mało istotnego – tymczasem to własnie ten dla nas mało ważny szczegół zostaje w pamięci naszych bliskich, bo akurat poruszył jakąś czułą strunę… Dobrze, żeby były to takie dobre wspomnienia. Mój starszy syn jako najbardziej odległe wspomnienie przywołuje zawsze moment, kiedy wracaliśmy z nim ze szpitala po strasznej rotawirusowej infekcji i w czasie podróży głaskałam jego pokłutą wenflonem małą rączkę “żeby już nie bolało” .
Właśnie przeczytałam u Fryderyka, że starość zaczyna się wtedy, kiedy zamieniamy marzenia na wspomnienia. W takim razie muszę teraz skupić się na marzeniach. Cieszę się Tosiu, że podobnie myślimy o dobrych wspomnieniach.