Samos – Hiking, wino i ośmiornica
Samos: Hiking, czyli wędrówka to kolejna propozycja “Travel-like-locals. Na wino, atrakcję tego dnia, oraz ośmiornicę trzeba było zapracować mozolną wędrówką w buszu. Nasz przewodnik Giorgos poprowadził nas drogami i bezdrożami, za to ciekawym opowieściom nie było końca. Giorgos, specjalista od finansów morskich (mówiąc niefachowym językiem), jest także autentycznym ekologiem. On nie tylko o tym wspomniał, ale i to czynił. Podczas całej wędrówki zbierał przy okazji pozostawione śmieci, i to raczej nie przez turystów. Turystów spotkaliśmy dopiero u celu bardzo wyczerpującego dreptania. (Przynajmniej tak wyglądał hiking w moim wykonaniu.) Do worka Giorgosa trafiły nie tylko plastyki , ale też i łuski nabojów i to całkiem sporo, bo po drodze spotkaliśmy myśliwego i resztki piór jakiegoś ptaka. Myśliwi polują legalnie, więc ekolog nie może nic zrobić , jedynie pozbierać łuski, w czym solidarnie pomagaliśmy.
Kolejnym dowodem na prawdziwość wyznawanych przez Giorgosa wartości był niepozorny znak z cyframi i wystające resztki krzewów, o które czasami potykałam się. Znak pomagał wędrowcom zorientować się, gdzie się znajdują w otaczającym lesie. A przeszkody to pozostałości po wyrąbanych krzewach, które w ciepłym klimacie szybko zarastają mniej uczęszczane ścieżki. I właśnie po zakończeniu tygodnia z nami Giorgos wybierał się w góry – samotnie z namiotem na kolejny tydzień -, aby odnowić znaki i ewentualnie wyciąć niepotrzebne gałęzie. Tymczasem podczas postojów wskazywał co i rusz na kolejne rośliny – drzewa, krzewy i zioła- które doskonale zna miejscowa ludność, ponieważ korzysta z nich od wieków.
Leśna apteka podczas hiking
Las dla miejscowych to była leśna apteka. Giorgos zwrócił naszą uwagę na drzewo potocznie zwane chlebem świętojańskim , a fachowo szarańczyn strąkowy, (Ceratonia siliqua L.) Podobno św. Jan Chrzciciel żywił się strąkami tego drzewa, stąd nazwa. Faktycznie widziałam te drzewa w Izraelu, a teraz ponownie musiałam spróbować czy do owoce są jadalne. Młode strąki w smaku przypominały młody zielony groszek; bardziej dojrzałe były zbyt twarde. Więcej szczegółowych informacji można znaleźć w Internecie. Inną rośliną jest zioło, którego kwiaty zalewane były oliwą i trzymane 21 (dokładnie 21! Dni) na słońcu , a następnie kolejne 21 dni w domu. Po tym czasie oliwa robi się czerwona i jest dobre na wszelkie skaleczenia. Inna roślina jest dobra na kamienie nerkowe. I tak od rośliny do rośliny trwał nasz hiking. Zaletą tej syzyfowej wędrówki było, że uświadomiłam sobie, w jak ciężkich warunkach pracowali tutejsi ludzie i jak sobie radzili z dala od lekarzy.
Greckie wino
Po lunchu dojechaliśmy do winnicy i winiarni w otoczeniu drzew oliwnych. Winogrona świetnie rosną w słońcu, ale zebrane wymagają cienia. I temu właśnie służyły owe drzewka. Upalny dzień, piękne widoki na winnice na zboczu góry, a hiking przyczynił się do zmęczenia. Na szczęście Dionizos, grecki bóg winorośli i wina, był dla nas łaskawy i nie pozbawił nas zmysłów na widok tylu butelek czekających na degustację. Wybór był trudny, bo nie bardzo da się załadować skrzynkę butelek do małej walizki. Gospodarze nas nie poganiali, za to wino lało się strumieniem. Nie wiem czy tak podziałało na czeskich turystów, którzy po degustacji w sąsiedniej sali wyszli z pieśnią na ustach. My też nie wyszliśmy z pustymi rękami. Greckie wino należało po prostu przywieźć.
Ośmiornica
Hiking i greckie wino to nie koniec emocji. Przyszło nam jeszcze wędrować przez magiczne miejsce, które nawet nie wiem jak się nazywa ot, placyk w małym miasteczku , gdzie miejscowi cieszą się greckim stylem życia. Zdjęcie tego placyku stało się tłem tych greckich wędrówek. No i sklepik z pamiątkami, gdzie kupiliśmy ze względów praktycznych tylko koszulkę, a wino czekało na swoje miejsce w walizce. Tego dnia lunch zjedliśmy na werandzie przypominającej akwarium na brzegu urwiska. Za to kolacja w „Dionizosie” była dla mnie wyzwaniem – prawdziwa ośmiornica! Kiedyś bohatersko pokonałam opór żołądka i zjadłam krewetki. Tym razem krewetki to były pikuś w stosunku do tego zwierzęcia wyciągającego się na talerzu przede mną. Pytanie czy sprostam wyzwaniu – „Travel-like-locals” oznacza także – Jedz jak miejscowi. Musiałam wdrapać się na szczyt odwagi, ale spróbowałam. I chociaż smakowało jak kawał plastiku, to udało mi się przełknąć. Na szczęście stół uginał się pod przysmakami.
W takim razie czekamy do wiosny.
wygląda na to, że przy tobie mogłabym objadać się owocami morza. Bardzo lubię. Nawet bez wina.
Nie wiem dlaczego ośmiornica smakowała jak kawał plastiku?
Kolejna świetna wyprawa. Najlepsza leśna apteka.
Nie wiem, Różo, co z tym plastikiem, ale faktycznie tak smakowała ośmiornica , którą sfotografowałam. Co do leśnej apteki, to zebrałam trochę nasion. Zobaczymy czy i co wyrośnie.