Najpierw posprzątaj biurko
Kiedyś w liceum na lekcji propedeutyki filozofii dostaliśmy zadanie domowe, z którego wniosek pozostał mi na lata. Dzisiaj nie pamiętam jaki dokładnie był temat – coś w rodzaju – co ja mogę zrobić, aby było lepiej. Oczywiście jako nastolatka miałam gotowy, genialny plan na zbawienie świata. Po przemyśleniu doszłam do wniosku, że mogłabym też wprowadzić zmiany w moim kraju, a nawet w mieście. Przydałby się basen, lodowisko i klub dla młodzieży, a w moim liceum – sala gimnastyczna, abyśmy nie ćwiczyli w piwnicznym korytarzu. Od szkolnego budynku przeszłam do własnego domu, gdzie też miałam doskonałe pomysły, jak go udoskonalić. Kiedy szkic wypracowania w mojej głowie był gotowy, wystarczyło chwycić za długopis i pisać. Tylko gdzie jest długopis? Na biurku leżały książki i zeszyty, w których miałam zamiar odrabiać lekcje z różnych do przedmiotów. Cyrkiel, linijka, ekierka też tam były, ale długopis? A więc najważniejszy pomysł nr 1 to – Najpierw posprzątaj biurko!
Moje biurko i mój porządek
Ta mantra – Najpierw posprzątaj biurko – towarzyszyła mi potem przez życie, chociaż zapomniałam o stoikach i ich przesłaniu, aby skoncentrować swoje wysiłki i czas na tym, co zależy od nas samych. Za to dobrym przykładem, na moją wersję stoickiego podejścia do życia zawodowego, były projekty. Najpierw sprawdziłam sama na sobie czy potrafię taki unijny projekt przeprowadzić. To był kurs dla nauczycieli w Exeter. Można powiedzieć, że w ten sposób sprzątnęłam moje symboliczne biurko. Potem zrobiłam inne projekty dla szkoły – uczniów i nauczycieli, co dało mi wolność w wyborze zajęć. Robiłam to, na co miałam ochotę, co ode mnie zależało w stu procentach. Wszyscy byli zadowoleni – szkoła, bo wzrastał jej prestiż i fundusze. Uczniowie i nauczyciele – bo mieli darmowe wyjazdy zagraniczne, a ja, jako nauczycielka, nie byłam obciążana zadaniami, na które nie miałam ochoty. I wydawało mi się, że jest to dobre postępowanie w moim małym światku.
Biurko jako strefa komfortu
Ostatnio tę bańkę samozadowolenia przekłuł jeden filmik na YouTubie. Chyba każdy w Polsce słyszał o Cieszynie. Lubię to przygraniczne miasto, mam z nim miłe skojarzenia, dlatego obecnie chętnie oglądam filmy Andrzeja Drobika „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim”. Szczególną moją uwagę wzbudził wywiad z Edwinem Bendykiem: „Cieszyn, Polska średnich miast i lokalna elita”. Pytanie było czy trzydziestotysięczny transgraniczny Cieszyn może osiągnąć sukces. W odpowiedzi pan Bendyk dał przykład Rzeszowa jako miasta sukcesu. Warunki owego sukcesu to dobrze wykorzystane funkcje turystyczne i gospodarcze, ale przede wszystkim zasoby ludzkie. W Rzeszowie, blisko Bieszczad i tworzącej się Doliny Lotniczej, jest także wysokiej klasy elita władzy, która ma oparcie w społeczeństwie obywatelskim. Rzeszów posiada wiele organizacji społecznych , które współpracują, żeby zrealizować wyższe cele dla dobra miasta.
Spełniłam swój obywatelski obowiązek – Naprawdę?
Symboliczne biurko, to świat, na który mam wpływ. Po tej rozmowie uświadomiłam sobie, że jednak jest jeszcze kilka spraw do przemyślenia i zrobienia. Yuval Harari też wspomniał o stowarzyszeniach, ponieważ człowiek w pojedynkę naprawdę niewiele może. Niedawno spotkałam koleżankę sprzed lat, która jest artystką. W takiej zwykłej babskiej rozmowie zapytałam ją, co słychać i czy działa w jakimś stowarzyszeniu. Stwierdziła, że u nas, w Jastrzębiu, nie ma nic takiego. Nie wiem, nie jestem artystką. Za to wiem, że w pięciokrotnie mniejszym Działdowie działa prężnie Stowarzyszenie Działdowska Kuźnia Słowa, która skupia miejscowych pisarzy, poetów i artystów. Obserwuję ich internetowo i nie mogę wyjść z podziwu. Tyle niesamowitych wydarzeń kulturalnych w tak małym mieście. Zajrzałam też na ranking miast na prawach powiatu. Moje miast jest na 56 miejscu na 66. Jeden z najsłabiej ocenionych obszarów to czas wolny – tylko 11/100. Porządek na biurku mam, ale czy to wszystko?